Index
Dr. Benn Steil, Manuel Hinds Money, Markets, and Sovereignty (2009)
Gretkowska Manuela Dom dzienny
Long Julie Anne Nieuchwytny książe
WiecznośÂ›ć‡ bez ciebie
Fleming Ian Doktor No
Hegel The Phemenology of Mind
Trina Lane [Perfect Love 05] The Perfect Balance [TEB] (pdf)
Molier Skć…piec
Callan Method Teacher's Handbook
Jay D. Blakeny The Sword, the Ring, and the Chalice 01 The Sword
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mangustowo.htw.pl

  • [ Pobierz całość w formacie PDF ]

    miarowo tłucze młotkiem w mięso. Pachnie gulaszem, aha - na parterze jest chyba restauracja. Pola
    przepływa żabką na drugą stronę brzucha.
    19 XI
     Przyszła pani na wywiad - tak to mniej więcej powinno brzmieć. Nie dziennikarz porozmawiać,
    przeprowadzić rozmowę, ale jakaś pani pogadać. Potwierdzić swoją niewiedzę albo przekonania.
    Na tym polega większość beznadziejnych wywiadów.
    Pyta o moje podobieństwo do Gombrowicza.
    - Dokładnie, to o co chodzi? - nie rozumiem.
    - Ironia, w omówieniach pani książek często powtarza się określenie  ironia .
    Ironia w Polsce - to tylko Gombrowicz? Czy używanie żółtego przez innych malarzy niż Vermeer
    jest zapożyczeniem? Tłumaczyć się z ironii, odżegnać, zażegnać? Proponuję herbatę. Jedyny
    pożytek z tej wizyty - pani wyjaśnia działanie węgierskich kuchenek gazowych:
    - Trzymać odkręcony kurek z minutę. W Rumunii mają jeszcze gorzej - gaz w butlach.
    Przyjeżdża Joszka z dziećmi zabrać mnie do Godol. Ze zmęczenia podejrzewam, że rozumiem
    węgierski. Leje, zimno. Pałac smutny, austro-węgierska nuda w barokowym grobowcu. Gabinet
    cesarza przypomina galicyjski urząd pocztowy. Do tego Sissi w czarnych sukniach, nastroszonych
    piórami, ćwicząca na drążkach swoją anoreksję.
    Wieczorem kolacja z tłumaczem Podręcznika..., Lajosem. Grecki w wymowie  Lajos okazuje się
    po węgiersku Ludwikiem. Proszę go o zamówienie legendarnych placków węgierskich.
    - Nie znam... a, chodzi ci o słowackie placki -domyśla się z mojego opisu. Bierze wino, dla mnie
    herbatę.
    - Czy mogę dostać kieliszek do herbaty, skoro... - podano mi ją w kryształowej karafce.
    Plotkujemy o polskim światku. O jakimś kacyku, przysłanym z Warszawy za czasów komuny, któ-
    55
    KRAINA LOGOS www.logos.astral-life.pl
    ry na propozycję tłumaczenia Mrożka odpowiedział z przekonaniem:
    - Nie lubię science fiction.
    Pokurczone miasto, zbiedniałe. Roztrzęsione tramwaje. Zhardziała wulgarnością biedy
    młodzieżów-ka. Ze studzienek kanalizacyjnych odór identyczny jak w starej Pradze. Ten sam
    starczy zapach z bezzębnych ust, ciamkających wspomnienia dawnej świetności.
    20 XI
    Do południa scenariusz Dam. Przeglądam  Zwiat Nauki : W dwa tysiące piątym roku dowiemy się,
    po której stronie wszechświata żyjemy. Niech no tylko się rozpędzą cząstki w akceleratorze CERN-
    u.
    Budapeszt też okazuje się zupełnie inny po drugiej stronie Dunaju, w słońcu. Paryski, ale w Paryżu
    domy są pod strychulec Hausmanna, tutaj każdy inny. Od tysiąc osiemset sześćdziesiątego do
    pierwszej wojny światowej stawiano z rozmachem architektoniczne cacka. Odarte z przepychu,
    zachowują klasę. Nie drażnią przyczepione do nich łatki luksusu - zachodnie sklepy. Nagłe
    perspektywy na wzgórza, rzekę. Warszawa ze swoim ściśnięciem jest Gniotowem.
    Budapeszteńskie ściany obtłuczone kulami z pięćdziesiątego szóstego, ślady po zębach zgłodnia-
    łego monstrum, wgryzającego się w mury, węszącego za ludzmi.
    W hotelu Gallerta zanim się dojdzie do secesyjnej elegancji pływalni, trzeba przejść przez
    badziewie szatni. Aaziebne żądają od zagranicznych golasów dwa razy tyle, co już zapłacone w
    kasie. Przez uchylone drzwi widzę wanny wyłożone prześcieradłami, sceneria ze Zmierci Marata.
    Za kilkanaście dolarów dostaję foliowy czepek na gumkę. Wychodzę z kabiny w swoim
    jednoczęściowym kostiumie z nogawkami prawie do kolan, styl Franciszek Józef. Aaziebna klepie
    mnie porozumiewawczo po brzuszku:
    - Baby!
    Ktoś w końcu zauważył. Nie poklepuje się nieznajomych, pieści się cudze dzieci. Mój brzuch stał
    się publiczny na te kilka wystających poza mnie centymetrów.
    Pierwsza zabawka Poli - wodne bąbelki. Po którymś okrążeniu basenu dostaję się pod
    bombardujące od dołu gejzery.
    21 XI
    Wieczór autorski w księgarni. Zrodkowoeuropejskie twarze - zmasakrowane przez historię, inteli-
    gentne. Swojskie. Niewytresowane cywilizacją. Można się po nich spodziewać wyszlifowanego
    uśmiechu albo kłów.
    Sensowne pytania z sali i od prowadzących wieczór. Bez tej głupawej polskiej agresji, poczucia
    wyższości, kasującego rozmowę. Pozwalającego co najwyżej na knebel riposty.
    Zostaję węgrofilem? Hungarofilem? W knajpie, gdzie Joszka sprosił młodych pisarzy i krytyków,
    powrót do przeszłości. Nostalgiczne Węgry, tęskniące za wspaniałością Austro-Węgier, wywołują
    wspomnienia -dla mnie studiów w galicyjskim Krakowie. Kawiarnianych nasiadówek, pomysłów,
    entuzjazmu. Gdy towarzystwo nie rozlazło się jeszcze na prawicę i lewicę, nie zatkało poczucia
    humoru forsą.
    Janos - młody, zabawny wydawca i poeta, skręcający notorycznie z wierszy w powieść historyczną.
    Kimś takim mógł być Tekieli, gdyby nie okopał się w  prawdziwej historii Trójcy Zwiętej .
    Joszka planuje wydanie Namiętnika. Tłumaczymy mu z Lajosem  nieprzetłumaczalność tytułu.
    Wolne żarty, nie ma waluty nie dającej się zamienić na dolary i nie ma nieprzekładalnych słów. Z
    kombinacji węgierskich skojarzeń  Namiętność i  Pamiętnik wychodzą  Manewry miłosne .
    Genialne, ale już było, podobnie jak piąty kieliszek wina. Słowiańsko jasnowłosy Janos przysuwa
    56
    KRAINA LOGOS www.logos.astral-life.pl
    się i nieśmiało pyta, czy naprawdę jestem w ciąży.
    - Da - rozmawiamy po rosyjsku.
    - Wyobrazcie sobie węgierskiego jasnowidza z lat pięćdziesiątych - przygaduje Lajos. - Widzi w
    nowym tysiącleciu Polkę i Węgra, gadających w wolnym Budapeszcie po sowiecku, zawał serca.
    -Jak to jest nosić w sobie człowieka? Musi być niesamowite, nie mógłbym się przyzwyczaić-Janos
    zajada sałatkę i usiłuje wczuć się w rolę ciężarnego z pełnym żołądkiem tego czegoś, obcego.
    - Myślisz, że ja mogę? Też nie rozumiem, czasem czuję, ale nie rozumiem. Co z tego, że jestem ko-
    bietą i to powinno być naturalne, wymoszczone hormonami. Równie dobrze ty mógłbyś być w
    ciąży i pytałabym cię, jak to jest.
    - Przerażająca jest oczywistość tajemnicy.
    - Strasznoje.
    22 XI
    Wstaję o czwartej rano Joszka odwozi mnie na lotnisko i jedzie na pogrzeb do Transylwanii. Kiedy
    w knajpie balowaliśmy nocą, umarła jego babcia.
    Podaję na odprawie bilet.
    - Sztokholm-Budapeszt, zgadza się, ale nie powrotny.
    - Jak to? - robi mi się słabo. Bilet kupowali Węgrzy. Nie mam już na telefon, ostatnie forinty dałam
    żebrakowi. Nie brałam karty Visa w obawie przed własnym roztargnieniem.
    - Tu jest napisane Budapeszt-Sztokholm - pokazuję niepewnie.
    - Bez powrotu - paniusia wie lepiej.
    Nie ruszam się z miejsca. Trwam w banieczce pewności, oddzielającej od wątpiącego we mnie
    świata.
    - Sprawdzę - leniwie wstaje i wkręca bilet w maszynkę. - A nie, powrotny też - ogłasza zdziwiona.
    Otwierają się przede mną niebiosa, skrzydlaty anioł Malewi (My Levi?) przenosi mnie do
    czekającego Pietuszki.
    25 XI
    Obrzydzenie do siebie, do roboty. Czytam trzy dni, czekam na zmartwychwstanie rozsądku.
    26 XI
    Dzień, jakby słońcu nie chciało się otworzyć powieki, zaropiałej chmurami. O drugiej już zmierzch. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • qualintaka.pev.pl
  • 
    Wszelkie Prawa Zastrzeżone! Lubię Cię. Bardzo. A jeszcze bardziej się cieszę, że mogę Cię lubić. Design by SZABLONY.maniak.pl.