Index William Shatner Tek War 05 Tek Secret Trina Lane [Perfect Love 05] The Perfect Balance [TEB] (pdf) Margit Sandemo Cykl Saga o czarnoksiężniku (05) Próba ognia From NY 3 17 05 Sauter ch04 08 mbw Ian Fleming Bond 05 (1957) From Russia With Love Brooks, Terry Landover 05 Witches' Brew Jaden Sinclair Shifter 05 Coles Awakening 05_TOM V_v.1.1 elektroenergetyka nietrakcyjna H101. Herries Anne Tajemnice Opactwa Steepwood 09 Szansa dla dwojga Bernard F. Dick Forever Mame, The Life of Rosalind Russell (2006) |
[ Pobierz całość w formacie PDF ] nam o tym pamiętać. Może i miał ochotę ją pocałować, z pewnością pragnął kupić to lotnisko, ale raczej nie zamierzał umówić się z nią na randkę. Bo i po co. - Rozmawialiśmy o podatkach - oznajmił Wade. - Jutro upływa termin składania zeznań. A niech to, rzeczywiście, pomyślała Kylie w po płochu. Poczuła bolesny skurcz w żołądku, wyrazny ob jaw zdenerwowania. Muszę sprawdzić, czy Lou ma formularze, myślała gorączkowo. Czy babcia przygo towała i sprawdziła wszystkie rachunki? Czy... - Spokojnie, wszystko będzie dobrze - szepnął jej Wade do ucha. Podszedł tak blisko, że widziała złote iskierki w jego oczach, a ciepły oddech muskał jej policzek. Jej ciało wyrywało się do Wade'a i przez krótką chwilę miała ochotę poszukać ukojenia w jego silnych ramionach. - Lou na pewno wszystko załatwi - przekony wał. - Niedobrze jest rozpoczynać dzień od ciężkiej pracy. To bardzo szkodliwe dla zdrowia. Jeszcze bardziej szkodliwy jest wpływ, jaki na mnie wywierasz, pomyślała smętnie. - Tak, babcia na pewno sobie poradzi - zawtóro wała mu Daisy i ponownie spróbowała napoić Kylie ziółkami. - Od dawna odgraża się, że wróci na uczelnię, by dokończyć studia ekonomiczne. Babcia siejąca spustoszenie w miasteczku uniwer syteckim? Naprawdę przerażająca myśl. - A teraz bardzo was przepraszam, ale muszę już iść. Umówiłam się dziś rano na masaż - powiedziała Daisy. - Mamo... - Och, tylko żartowałam! - roześmiała się Daisy, a Wade ochoczo jej zawtórował. - Mam dużo roboty, więc byłabym wdzięczna, gdybyście przestali ster czeć przy moim biurku. Nie chcę podpaść szefowi. - Już się robi, proszę pani. - Wade chwycił Kylie za ramię, jakby przewidywał, że spróbuje mu umknąć. Lekko zrezygnowana zwiesiła głowę i po raz kolejny zaczęła się zastanawiać, jak jej ojciec dawał sobie z tym wszystkim radę. Gdy wyszli z hali, Wade poprowadził ją w stronę hangaru. Przechodzili obok learjeta, przed którym stał jeden z najlepszych i najbogatszych klientów lotniska, Jimbo Stanton. Postawny sześćdziesięcio latek zawzięcie flirtował z rozpromienioną Lou. - Babciu! - krzyknęła Kylie. Gdyby nie świad- kowie, najchętniej by ją udusiła. Pomachała energicz nie i zawołała: - Muszę z tobą natychmiast porozmawiać! - Nie ma sprawy, kochanie. - Lou podeszła do niej, kręcąc biodrami, świadoma, że Jimbo nie spusz cza z niej oczu. - Co ty wyprawiasz?! - syknęła Kylie przez zaciśnięte zęby. - A jak ci się wydaje? - Lou wdzięcznym ruchem poprawiła fryzurę. - Próbuję umówić się na randkę. Pamiętasz jeszcze, co to jest? Wade roześmiał się, a Kylie poczerwieniała ze złości. - Nie masz nic do roboty? - spytała zgryzliwie. - Wszystko już zrobiłam. - A zeznania podatkowe?? - Kochanie, wypełniłam formularze już wczoraj. - Na pewno? - Ależ oczywiście. - A co z bilansem kwartalnymi - Zrobiony - oświadczyła Lou z nieskrywaną dumą. - Wszystko się zgadza? - Przestań nudzić. Oczywiście. No już, dzieciaki, zmykajcie, bo wchodzicie mi w paradę. - Pożegnała ich leciutkim uśmiechem i krokiem modelki odpłynę ła w stronę Jimbo. Kylie skrzywiła się, jakby właśnie zjadła cytrynę. Była naprawdę sfrustrowana i zła. - Hej, słoneczko, rozchmurz się - powiedział Wade. - Wszystko będzie dobrze, przestań patrzeć na świat przez ciemne okulary. - Ktokolwiek znalazłby się na moim miejscu, nawet najbardziej beztroski optymista, popadłby w czarną rozpacz. Wade ujął ją za rękę i pociągnął za sobą. Szła posłusznie ścieżką między hangarami i nie przeszka dzało jej, że coraz bardziej oddalają się od hali lotniska. Była zbyt przygnębiona, by zapytać, dokąd właś ciwie wędrują i w jakim celu. - Aadny dzień - próbował zagaić rozmowę Wade. Owszem, dzień był piękny, ale umiałaby się nim cieszyć, gdyby potencjalny klient potwierdził chęć zawarcia umowy. Miał numer telefonu, ale skoro linie nie działały... Spojrzała z nadzieją na telefon komór [ Pobierz całość w formacie PDF ] |
||||
Wszelkie Prawa Zastrzeżone! Lubię Cię. Bardzo. A jeszcze bardziej się cieszę, że mogę Cię lubić. Design by SZABLONY.maniak.pl. | |||||