Index
Anne McCaffrey Cykl Statki (4) Miasto, które walczyśÂ‚o
Loius L'Amour
Ann Somerville [Kei's Gift 02] Utuk (pdf)
Bradley, Marion Zimmer Fall of Atlantis
Kurtz, Katherine Adept 01 The Adept
Jennifer Armintrout LightworldDarkworld 01 Queene of Light
Marly Mathews I'll Be Yours (NCP)
Etyka resuscytacji oraz problemy końca życia
46 Pan Samochodzik i Bractwa Rycerskie Sebastian Miernicki
Linda Farstein AC 02 Likely to Die (v1.5)
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • arsenalpage.keep.pl

  • [ Pobierz całość w formacie PDF ]

    w ślad za nim poleciał rekrut Drozd.
    - Pozabijają nas tutaj, zanim pójdziemy na tę cholerną wojnę - warknął.
    Jeszcze tego samego wieczoru załatwił sobie i chłopakom przydział w garnizonowej
    kuchni. Dzięki temu - przynajmniej na razie - kule nie świstały im nad głową, a Główny
    Sadysta mógł cieszyć się nowym złotym zegarkiem.
    Teraz siedzieli we czterech pośrodku baraku o bielonych wapnem ścianach i obierali
    kartofle nad pełną wody balią.
    - Niedobrze jest - jęknął Bobo, wiercąc się na niewygodnym taborecie. - Jakoś nie widzę
    się w charakterze mięsa armatniego.
    - Wiać trzeba - zaproponował Wiewiór, strzelając na boki ruchliwymi oczkami.
    - Fizycznie niewykonalne - smutno odparł William.
    - Co fizycznie? Wiejemy i już - nie ustępował goblin.
    - On niestety ma rację - mruknął Dukka, wrzucając do balii kolejnego kartofla. - Ta baza
    chroniona jest lepiej niż niejedno więzienie, a uwierzcie mi, że znam się na tym. Zresztą w
    nocy zrobiłem mały rekonesans. To miejsce otacza pięciometrowy płot obsadzony strażami.
    Praktycznie nie do przejścia. Gdy przeszedłem na drugą stronę...
    - Przeszedłeś? - wtrącił Bobo.
    - Przeszedłem. Za murem, po pasie gołej ziemi biegają wściekłe psy...
    - Ach, to stąd się wzięły kotlety na obiad!
    - Za psami znów mur i straże, ale dalej nie szedłem.
    - Dlaczego? To spacerek taki przecież - uśmiechnął się chochlik.
    Dukka miał bardzo poważny wyraz twarzy.
    - Pole minowe. Bez sprzętu nie przejdziemy - oznajmił.
    Jego słowa zawisły ciężko nad balią z kartoflami.
    - Jaki jest sens pilnować tak dobrze zgrai rekrutów? - zastanowił się Bobo.
    - Sens jest, jeśli wojna zapowiada się naprawdę ciężka. Jak myślicie, czemu nie
    powiedzieli nam nawet, z kim mamy walczyć? - chrząknął William Bosfor.
    - Mam pewne obawy - westchnął Dukka.
    - U nas na dzielnicy też był taki jeden, co nikomu nigdy nic nie mówił - wszedł mu w
    słowo Wiewiór. - Kacperek Niemowa go zwaliśmy. I jak żeśmy razu jednego wódkę pili, on
    się nagle pyta, gdzie ogórki. My do niego, że jak to, że Kacperku, ty mówisz! Czemuś
    wcześniej mordy nie otwierał? A on na to, że do tej pory to ogórki zawsze były.
    VI
    Obawy Dukki potwierdziły się ostatniego dnia ich pobytu w bazie Kappa. Zwykłe zajęcia
    zostały odwołane, a rekrutów spędzono na plac apelowy, gdzie karnie zajęli swe miejsca w
    szeregu. Reprezentacyjna orkiestra bazy odegrała jakiś pompatyczny marsz wojskowy, po
    czym na środek placu wkroczył otoczony wianuszkiem adiutantów, znienawidzony
    powszechnie generał von Piąstka.
    Karzełek podparł się pod boki i zlustrował szeregi młodego wojska. Pod jego dziobatym
    nosem wykwitł krzywy uśmieszek.
    - Czołem, żołnierze! - kwiknął.
    - Czołem, panie generale - odkrzyknęli rekruci nauczeni, że za łamanie wojskowych
    konwenansów karą jest ból i błoto w każdej szczelinie ciała.
    - Staliście się mężczyznami. Sprawnymi, silnymi maszynami, jakich potrzebuje w tej
    trudnej chwili nasza ojczyzna. - Hobbit pogłaskał się po tłustym brzuchu. - Mi przypadł
    zaszczyt przekazania wam słów otuchy przed misją, której z ochotą się podejmiecie.
    Oczywiście część z was polegnie na polu chwały. Ale wiem, że gdyby stało się inaczej,
    gdybyście mieli szansę odwrócić się na pięcie i wrócić teraz do domu, której to szansy,
    nawiasem mówiąc, nie macie, to umierając we własnych łożach, za wiele lat, chcielibyście
    zamienić te wszystkie dni, od dziś do wtedy, za jedną szansę, jedną jedyną szansę, aby tu
    wrócić i powiedzieć naszym wrogom, że mogą odebrać nam życie, ale nigdy nie odbiorą nam
    wolności! Wracajcie więc zwycięzcy lub nie wracajcie wcale. Jakieś pytania? - zakończył.
    W szeregu rozległy się ciche chrząknięcia, żołnierze nerwowo przestępowali z nogi na
    nogę. Bobo rozejrzał się po twarzach towarzyszy i napotkał wzrok Dukki. Dżinn skinął
    głową. Chochlik westchnął i wolno uniósł w górę szczupłą rękę. Generał spojrzał na niego i
    gestem zachęcił do zabrania głosu.
    - Nie powiedział nam pan, z kim właściwie mamy walczyć, panie generale, sir! - odezwał
    się Bobo.
    Von Piąstka popatrzył na niego dziwnie rozbawionym wzrokiem i podrapał się po swoich
    trzech podbródkach.
    - Och, oczywiście z tymi wściekłymi psami z Babilonii - odparł, odwrócił się na pięcie i
    wraz z gromadą adiutantów podreptał w stronę opancerzonego dżipa. Po chwili została po
    nim jedynie chmurka niebieskawych spalin.
    Zanim jeszcze rozwiała się w powietrzu, na środek placu wmaszerował Główny Sadysta
    wraz z żołnierzem objuczonym nieprawdopodobną ilością makulatury.
    - Tu macie ulotki i druki patriotyczne. Rozejść się - ryknął w kierunku rekrutów.
    Bobo i jego kompani chwycili jedną paczkę i zabunkrowali się w kuchni. Dukka wydobył
    z ogromnego kotła skradzioną z zapasów Sadysty butelkę wódki. Pociągnął z niej zdrowo i
    puścił w obieg.
    - Jest tak zle, jak myślałem - westchnął cicho, wyciągając z paczki egzemplarz gazety
     Zaświat Zbrojny .
    - Właściwie ten Babilon to co, właściwie? - zapytał Wiewiór, ujawniając swe braki w
    dziedzinie składni i geografii.
    - Królestwo Babilonii. Mój kraj. - Dżinn ponownie napił się wódki.
    Przez chwilę w milczeniu przeglądali ulotki i wojskową prasę. Mieszkańcy kraju, który
    mieli zaatakować, przedstawieni w nich byli jako prymitywni debile z prześcieradłami na
    głowach. Nie musieli pytać, by wiedzieć, że jest to wizerunek nie do końca zgodny z prawdą.
    - Jak to możliwe, że do tej pory nie zostałeś uznany za szpiega i rozstrzelany? -
    zastanowił się William.
    - Nie wiem, stawiałbym na ogólny burdel. Mam w końcu obywatelstwo, jestem także
    stąd, z Zaświatu. Gdyby armia miała odrzucać wszystkich obcych, to o ropę walczyliby chyba
    osobiście tylko von Piąstka z Głównym Sadystą.
    - O ropę? - zainteresował się Wiewiór. - Tu jest inaczej. - Pokazał kolegom ulotkę i
    powoli, na głos odcyfrował: - Za wolność naszą i waszą. Czyli czyją? I jeszcze coś o wojnie o
    pokój i terrorystach piszą dodał.
    - Prasa kłamie - mruknął Bobo, podpierając się autorytetem byłego dziennikarza.
    Spojrzał na kolejną ulotkę, gdzie wydrukowane było wezwanie do walki za wiarę. Obok
    zostawiono puste miejsce z adnotacją, żeby wpisać tam nazwę własnego wyznania. Chochlik
    skrzywił się i zaczął przypominać sobie to, co wiedział o Babilonii.
    Prawdopodobnie teoria przyciągania przeciwieństw sprawiła, że przed wiekami
    pustynnym i słonecznym krajem zainteresowała się mroczna kasta, w prostej linii pochodząca
    od hrabiego Nosferatu. Być może wrodzona gościnność mieszkańców tamtych stron i fakt, że
    wampiry były w odległych czasach czymś zupełnie w Babilonii nieznanym, sprawiły, że [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • qualintaka.pev.pl
  • 
    Wszelkie Prawa Zastrzeżone! Lubię Cię. Bardzo. A jeszcze bardziej się cieszę, że mogę Cię lubić. Design by SZABLONY.maniak.pl.