Index
Kuttner, Henry Valley of the Flame
(ebook german) Sunzi Kunst des Krieges
Carolyn Jewel Future Tense (pdf)
First King of Shannara Terry Brooks
Fitzgerald, F Scott Diamond As Big As The Ritz, The, And Other Stories
Janko Anna Dziewczyna z zapaśÂ‚kami
Nawiedzona Deveraux Jude
Armand Antoni CzśÂ‚owiek z lustra
Conan Doyle Arthur Dolina strachu
Cartland Barbara Rapsodia miśÂ‚ośÂ›ci
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • qualintaka.pev.pl

  • [ Pobierz całość w formacie PDF ]

    - Nie chcę... - chlipnęłam. - Nie chcę z nikim rozmawiać. Gideon mocniej ścisnął moją dłoń.
    - Wiem, gdzie przez kilka najbliższych godzin nikt nas nie znajdzie. Chodz tędy!
    Z protokołów inkwizycyjnych ojca dominikanina Gian Piętro Baribiego Archiwa Biblioteki
    Uniwersyteckiej w Padwie (rozszyfrowane, przetłumaczone i opracowane przez doktora M.
    Giordano)
    27 lipca 1542 roku
    Bez mojej wiedzy M. przekonał ojca Dominika z trzeciego
    zakonu, człowieka o wielce wątpliwej reputacji, do egzorcyzmów szczególnego rodzaju, aby uwolnić
    jego córkę Elisabettę od rzekomego opętania. Kiedy dotarła do mnie wiadomość o tym
    bluznierczym przedsięwzięciu, było już za pózno. Choć uzyskałem dostęp do kaplicy, w której
    odprawiono te haniebne praktyki, nie zdołałem zapobiec podaniu dziewczynie podejrzanych
    substancji, które sprawiły, że toczyła pianę z ust, wywracała oczami i mówiła niestworzone rzeczy,
    podczas gdy ojciec Dominik skraplał ją wodą święconą.
    W wyniku tego zabiegu, co do którego nie waham się użyć słowa  tortury", Elisabetta jeszcze tej
    samej nocy utraciła owoc swego ciała. Przed odjazdem ojciec nie wykazywał żadnego żalu, tylko
    triumfował z powodu wytrzebienia demona. Wyznanie Elisabetty, złożone pod wpływem tej
    substancji i bólu, starannie zaprotokołował i spisał jako dowód jej szaleństwa. Uprzejmie
    odmówiłem przyjęcia odpisu - i bez niego mój
    raport dla przewodniczącego kongregacji nie spotka się ze zrozumieniem, to pewne. %7łyczyłbym
    sobie jedynie, abym moim raportem mógł przyczynić się do tego, by M. popadł u swych protektorów
    w niełaskę, ale niewielkie robię sobie w tym względzie nadzieje.
    Rozdział 12
    Pan Marley zmarszczy! czoło, kiedy wpadliśmy do pokoju z chronografem.
    - Nie zawiązał pan jej...? - zaczął, ale Gideon nie dał mu skończyć.
    - Dziś razem z Gwendolyn poddam się elapsji do 1953 roku - oświadczył.
    Pan Marley chwyci! się pod boki.
    - Nie może pan - odparł. - Potrzebuje pan swego przydziału czasowego na operację czarny turmalin
    łamane przez szafir. I o ile pan nie pamięta, odbywa się ona równolegle.
    Przed panem Marleyem na stole stał chronograf, a kamienie szlachetne połyskiwały w świetle
    lampy.
    - Zmiana planów - powiedział oschle Gideon i ścisnął mnie za rękę.
    - Nic o tym nie wiem! I nie wierzę panu. - Pan Marley skrzywił się poirytowany. - Mój ostatni
    rozkaz mówi wyraznie...
    - No to niech pan po prostu zadzwoni na górę i się dowie -przerwał mu Gideon i wskazał telefon
    przy ścianie.
    - To właśnie zrobię. - Pan Marley z czerwonymi uszami powlókł się do telefonu.
    Gideon puści! mnie i pochylił się nad chronografem, a ja stałam przed drzwiami jak manekin z
    wystawy. Teraz, kiedy nie musieliśmy już biec, nagle znieruchomiałam jak nienakręco-ny zegar-
    zabawka. Nawet nie czułam bicia własnego serca. Tak jakbym powoli zamieniała się w kamień.
    Właściwie myśli powinny były wirować w mojej głowie, ale tak się nie działo. Nie czułam nic poza
    tępym bólem.
    - Gwenny, wszystko już dla ciebie nastawiłem. Chodz tu. -Gideon nie czekał, aż posłucham jego
    polecenia, nie zważał też na protest pana Marleya ( Proszę to zostawić! To moje zadanie!").
    Przyciągnął mnie do siebie, wziął moją bezwładną rękę i ostrożnie włożył palec do przegródki pod
    rubinem. - Zaraz do ciebie dołączę.
    - Nie ma pan zezwolenia, by samowolnie obsługiwać chronograf - upomniał go pan Marley i złapał
    słuchawkę. - Niezwłocznie zawiadomię pańskiego wuja, że nie przestrzega pan zasad.
    Zobaczyłam jeszcze, jak wybiera numer, a potem odpłynęłam w wirze rubinowego światła.
    Wylądowałam w całkowitych ciemnościach i mechanicznie, po omacku, zaczęłam posuwać się w tę
    stronę, gdzie spodziewałam się wyłącznika światła.
    - Ja to zrobię - usłyszałam głos Gideona, który bezszelestnie wylądował za mną.
    Dwie sekundy pózniej żarówka pod sufitem zamrugała.
    - Szybko poszło - mruknęłam. Gideon spojrzał na mnie.
    - Ach, Gwenny - odezwał się łagodnie. - Tak mi przykro. Gdy nie poruszyłam się ani nie
    odpowiedziałam, w dwóch
    długich krokach już był przy mnie. Objął mnie, przyciągnął moją głowę do swojego ramienia i
    położył brodę na moich włosach.
    - Wszystko będzie dobrze - szepnął. - Obiecuję ci to. Wszystko znowu będzie dobrze.
    Nie wiem, jak długo tak staliśmy. Może to słowa, które powtarzał raz po raz, a może ciepło jego
    ciała sprawiło, że moje odrętwienie powoli minęło. W każdym razie wydobyłam z siebie szept:
    - Moja mama... nie jest moją mamą.
    Gideon zaprowadził mnie na zieloną sofę pośrodku pokoju i usiadł koło mnie.
    - Szkoda, że tego nie wiedziałem - rzeki z troską. - Mógłbym cię ostrzec. Zimno ci? Szczękasz
    zębami.
    Potrząsnęłam głową, oparłam się o niego i zamknęłam oczy. Przez chwilę pragnęłam, aby czas
    zatrzymał się w miejscu, tu, w roku 1953, na tej zielonej sofie, gdzie nie było żadnych problemów,
    żadnych pytań, żadnych kłamstw - był tylko Gideon i jego kojąca bliskość.
    Niestety, moje życzenia nie miały zwyczaju się spełniać, jak wskazywały na to gorzkie
    doświadczenia.
    Otworzyłam oczy i spojrzałam na Gideona.
    - Miałeś rację - powiedziałam żałośnie. - To jest prawdopodobnie jedyne miejsce, gdzie nam nikt
    nie przeszkodzi. Ale chyba będziesz miał kłopoty!
    - Tak, nawet na pewno. - Gideon uśmiechnął się lekko. -Przede wszystkim dlatego, że musiałem...
    no cóż... dość mało delikatnie powstrzymać Marleya przed wyrwaniem mi chronografu. - Skrzywił
    się gniewnie. - Operacja czarny turmalin i szafir będzie musiała się odbyć innego dnia, choć teraz
    miałbym jeszcze więcej pytań do Lucy i Paula i spotkanie z nimi bardzo by się przydało.
    Pomyślałam o naszym ostatnim spotkaniu z Lucy i Paulem u lady Tilney i zęby zaczęty mi głośno
    szczękać, gdy przypomniałam sobie, jak Lucy na mnie spojrzała i jak wyszeptała moje imię. Mój
    Boże, a ja o niczym nie miałam pojęcia.
    - Jeśli Lucy i Paul są moimi rodzicami, to czy my jesteśmy spokrewnieni?
    Gideon znowu się uśmiechnął.
    - To było pierwsze, co przemknęło mi przez głowę - powiedział. - Falk i Paul są moimi dalekimi
    kuzynami, trzeciego lub czwartego stopnia. Oni pochodzą od jednego, a ja od drugiego z
    blizniaków-karneoli.
    Zębatki w moim mózgu zaczęły się znowu obracać i zahaczać jedna o drugą. Nagle poczułam w
    gardle potężną kluchę.
    - Tato, zanim zachorował, wieczorami często nam coś śpiewał i grał na gitarze. Uwielbialiśmy to, [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • qualintaka.pev.pl
  • 
    Wszelkie Prawa Zastrzeżone! Lubię Cię. Bardzo. A jeszcze bardziej się cieszę, że mogę Cię lubić. Design by SZABLONY.maniak.pl.