Index
James White Cykl Szpital kosmiczny (02) Gwiezdny chirurg
Catholic Belloc Hilaire The Old And New Enemies Of The Catholic Church
Norton Andre Gwiezdny Krag
Norton Andre Gwiezdny zwiad_2
Glen Cook Garrett 04 Old Tin Sorrows
Chris Manby Wojny w SPA
Gwiezdne Wojny 152 Przeznaczenie Jedi I Wygnaniec
Stone_Lyn_ _Prezent_dla_Iana
Amanda S
Ultimate Neuro Linguistic Programming (NLP)
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • stardollblog.htw.pl

  • [ Pobierz całość w formacie PDF ]

    czynienia. Nie można wykluczyć, że ten, kto znajduje się na pokładzie, nie ma złych zamiarów.
    Mógł to być jakiś miejscowy. Albo urzędnik w nieoznakowanym statku.
    Chociaż w to akurat wątpił.
    Jeśli to byli agenci Kantoru, chciał przynajmniej jednego wziąć żywcem, żeby dowiedzieć
    się, jak go wytropili.
    Statek wylądował; jego płozy ugrzęzły w wilgotnym gruncie. Silniki zmniejszyły obroty, ale
    nie zgasły. Zeerid przez transpastalową osłonę kabiny widział człowieka w kurtce, hełmie i
    okularach, co, jak się zdawało, było typowym strojem pilota na Rubieżach. Mężczyzna rozmawiał z
    kimś w tylnym przedziale, ale Zeerid nie widział jego rozmówcy.
    Usłyszał, jak drzwi po przeciwległej stronie statku otwierają się, a potem zamykają. Wciąż
    nikogo nie widział. Silniki weszły na wyższe obroty i statek zaczął się unosić. Zeerid odczekał parę
    sekund, aż wzbije się w powietrze i nabierze prędkości, po czym wyszedł zza treliażu.
    W stronę jego domu szła samotna postać - krótkowłosa kobieta, ubrana w luzne spodnie i
    krótki płaszczyk. Zeerid wycelował oba blastery w jej plecy.
    - Ani kroku dalej.
    Zatrzymała się i wyciągnęła ręce na boki.
    Postanowił ją okrążyć, żeby zobaczyć jej twarz.
    - Musisz do mnie strzelać za każdym razem, jak się spotykamy?
    Na dzwięk tego głosu przystanął nagle. Zaparło mu dech, a serce waliło jak szalone.
    - Aryn?
    Odwróciła się i rzeczywiście to była ona. Nie mógł w to uwierzyć.
    Pierwsze słowa, jakie wypłynęły z jego ust, zabrzmiały idiotycznie.
    - Twoje włosy!
    Przejechała ręką po krótko przystrzyżonej fryzurze.
    - Tak, potrzebowałam zmiany.
    Słyszał powagę w jej głosie. Zmierzając ku niej chwiejnym krokiem, odpowiedział jej
    równie poważnie:
    - Rozumiem cię.
    Uśmiechnęła się łagodnie. Jej uśmiech był taki sam jak zawsze, ciepły niczym wschodzące
    słońce.
    - Wszędzie cię szukałam - powiedziała. - Chciałam sprawdzić, czy u ciebie wszystko
    dobrze.
    - Ja też cię szukałem - odparł. - Ale nie znalazłem. Oglądałem każdy holoreportaż o Jedi.
    Mówili, że opuszczacie Coruscant.
    Jej twarz posmutniała.
    - Odeszłam z Zakonu, Zeerid.
    Zeerid się zatrzymał.
    - Co takiego?
    - Odeszłam. Tak jak mówiłam, potrzebowałam zmiany.
    - Myślałem, że chodzi ci o włosy.
    Uśmiechnęła się znowu, po czym spojrzała na blastery.
    - Odłożysz to?
    Zeerid poczuł, że się rumieni.
    - Oczywiście. To znaczy tak. Już.
    Drżącymi rękami schował broń do kabur.
    - Jak mnie znalazłaś?
    - Mówiłeś, że chcesz zostać farmerem na Dantooine. - Wyciągnęła rękę, wskazując na
    otaczający ich krajobraz. - I oto jesteś.
    - I oto jestem.
    - Nie martw się - powiedziała, przeczuwając jego obawy. - Nikt inny nie mógłby cię
    znalezć. Tylko ja.
    - Tylko ty... Tylko ty.
    Uśmiechał się głupawo, powtarzając jej słowa, i pewnie wyglądał jak dureń. Nie dbał o to.
    Ona też się uśmiechała. Nie mógł już dłużej wytrzymać.
    - Stang, Aryn! - zawołał. Podbiegł i wziął ją w ramiona.
    Odwzajemniła uścisk, a on objął ją mocniej; poczuł jej ciało na swoim i zapach włosów.
    Rozkoszował się tym przez chwilę, a potem odsunął Aryn na długość ramienia.
    - Zaraz, a jak... jak się wydostałaś z Coruscant? Malgus...
    Pokiwała głową.
    - Osiągnęliśmy porozumienie... w pewnym sensie.
    Chciał zapytać o Twi lekankę, ale obawiał się odpowiedzi.
    Aryn pewnie wyczuła jego wzburzenie lub też znała go na tyle dobrze, że odgadła, o czym
    myśli.
    - Nawet po twoim odlocie nic jej nie zrobiłam. Eleenie, znaczy się. Zostawiłam ją z
    Malgusem. Chociaż nie wiem, czy wyświadczyłam jej tym przysługę.
    Objął ją znowu. Poczuł większą ulgę, niż się spodziewał.
    - Cieszę się, Aryn. Cieszę się, że to zrobiłaś. I cieszę się, że tu jesteś.
    Azy popłynęły mu z oczu. Nie bardzo wiedział dlaczego.
    Odepchnęła go i przyjrzała mu się badawczo.
    - Co się dzieje? Jesteś zdenerwowany.
    Słowa cisnęły mu się na usta, ale ich nie wypowiedział. Przypomniała mu się śluza
    powietrzna na  Brzytwie , ale pokręcił tylko głową. Vrath to było jego brzemię.
    - To nic. Cieszę się, że cię widzę. Porozumienie z Malgusem? Co to znaczy?
    - Wypuścił mnie.
    - Co takiego?
    Aryn pokiwała głową.
    - Tak, wypuścił mnie. Wciąż nie rozumiem dlaczego. Nie do końca.
    - Czy ty... ciągle go ścigasz?
    Po twarzy Aryn przeniknął cień, ale po chwili rozjaśnił ją uśmiech. Sięgnęła do naszyjnika,
    który miała na sobie. Na srebrnym łańcuszku wisiał kamień. Zeeridowi wydawało się, że to jakiś
    nautolański klejnot.
    - Nie, nie ścigam go. Kiedy stanęłam z nim twarzą w twarz, poczułam jego nienawiść, jego
    wściekłość. - Wzdrygnęła się. - Nigdy wcześniej nie spotkałam się z czymś takim u żadnego Sitha.
    On żyje w wyjątkowo mrocznym miejscu. A ja... nie chciałam tam za nim podążyć.
    Zeerid rozumiał to lepiej, niż sądziła. On też żył w mrocznym miejscu.
    - Lepiej nie brać na siebie takiego ciężaru - powiedział do niej... a może do siebie.
    - Nie - przyznała. - Lepiej nie.
    Otrząsnął się z przygnębienia i zmusił do uśmiechu.
    - Zostaniesz na trochę?
    Zanim Aryn zdążyła odpowiedzieć, z domu dobiegł głos Arry:
    - Tatusiu! Mogę już wyjść?
    Przywołał ją ruchem ręki. Otworzyła drzwi, zbiegła po schodach z werandy i popędziła
    przez trawę.
    Aryn złapała go za rękę.
    - Ona biega, Zeerid.
    - Protezy - wyjaśnił i łzy znów zakręciły mu się w oczach, gdy z Aryn u boku patrzył na
    biegnącą ku niemu córkę.
    Arra zatrzymała się przed nimi, zdyszana. Miała zmierzwione włosy, zaciekawione
    spojrzenie i szeroki uśmiech. Wyciągnęła z powagą drobną rączkę.
    - Dzień dobry. Jestem Arra.
    Aryn uklękła, żeby spojrzeć jej w oczy. Uścisnęła jej dłoń.
    - A ja Aryn - powiedziała. - Witaj, Arro. Miło cię poznać.
    - Masz ładne oczy - stwierdziła Arra.
    - Dziękuję.
    Zeerid wypowiedział na głos swoje życzenie:
    - Aryn chyba zostanie z nami jakiś czas. Cieszysz się?
    Arra pokiwała głową.
    - To prawda, Aryn? Zostaniesz z nami?
    Aryn wstała i krucha nadzieja Zeerida urosła razem z nią. Kiedy spojrzała na niego i skinęła
    głową, wyszczerzył się jak głupek.
    - Lubisz grać w gravball? - zapytała ją Arra.
    - Możesz mnie nauczyć - odparła Aryn.
    - Może coś zjemy? - zaproponował Zeerid.
    - Zcigamy się! - zawołała Arra i popędziła do domu.
    Zeerid i Aryn pobiegli za nią, roześmiani, wolni.
    PODZIKOWANIA
    Serdecznie dziękuję Shelly, Sue, Lelandowi i Davidowi - za całą ich pomoc i wsparcie.
    Spis Treści
    BOHATEROWIE POWIEZCI
    DZIEC PIERWSZY
    ROZDZIAA 1ROZDZIAA 2ROZDZIAA 3ROZDZIAA 4ROZDZIAA 5ROZDZIAA 6ROZDZIAA
    7ROZDZIAA 8ROZDZIAA 9 DZIEC DRUGI
    ROZDZIAA 10ROZDZIAA 11ROZDZIAA 12ROZDZIAA 13 EPILOG
    PODZIKOWANIA
    [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • qualintaka.pev.pl
  • 
    Wszelkie Prawa Zastrzeżone! Lubię Cię. Bardzo. A jeszcze bardziej się cieszę, że mogę Cię lubić. Design by SZABLONY.maniak.pl.